Kiedyś obiecałam Wam opowiedzieć historię naszej wiejskiej kapliczki. Obiecanego... Wiadomo... ;) Dziś spełniam obietnicę...
1832 rok. W okolicy szaleje cholera. Wieś zdziesiątkowana. Nie ma chyba rodziny, której nie dotknęła zaraza. Jak to od wieków się robi, chowano zmarłych nie na parafialnym cmentarzu, tylko niedaleko za wsią, wśród pól, na górce. Miało to, po pierwsze, zapobiec wznowieniu zarazy, nowym zakażeniom w przyszłości, po odwiedzeniu grobów bliskich. A po drugie... schorowane, osłabione przez chorobę i rozpacz ludzi nie mieli sił, ani możliwości wieźć zmarłych za trzy kilometry na główny cmentarz. Nie stawiano pomników. Nie było komu je robić ani ustawiać. Najwyżej, jak kto dał radę, stawiał w pamięć duże kamienie... A ktoś nawet potrafił jeszcze w twardym granicie wydrążyć podobiznę krzyża...
Wiele lat to było prawie przeklęte miejsce. Mimo że tam leżały bliscy, strach przed zarazą był silniejszy.
Po wojnie, kiedy zaczęli ludzie odbudowywać spalone przez faszystów domostwa (od całej wsi zostało chyba tylko dwa domy i parę stodół), pod fundament zaczęli brać duże kamienie z cholerycznego cmentarza. Trudno powiedzieć, czy dobrze to było, czy źle. Z jednej strony to jak by rabowanie grobów. Ale z drugiej... Na dobre sprawy to poszło, dla życia, dla odbudowy dobrobytu. Z czasem okoliczne gospodarze zaczęli odorywać pas za pasem od zapomnianego prawie cmentarza, powiększając swoje ubogie pola.
Pod koniec XX weku o los cmentarza zaczął walczyć mieszkaniec Hajnówki, który miał w Dubiczach Osocznych działkę ze starym domkiem, Pan Jan Małaszewski. Wraz z żoną Marią Pan Jan cały swój czas poświęcał na wyszukiwanie starych zapomnianych grobów, cmentarzy, walkę o ich odnowę, na zwiedzanie świętych miejsc, monasterów, na pielgrzymki. To jego zasługa, że na parafialny cmentarz zostały przeniesione szczątki rosyjskich żołnierzy z czasów "carskiej" wojny, postawione krzyże i zamontowana tabliczka. Później na miejsce tych nasypanych z ziemi grobków parafianie zaczęli ustawiać wymieniane nagrobki, stawiać kwiaty i znicze.
Walka o teren cholerycznego cmentarza zaczęła się z tego, że P. Jan domagał się wpisu go do rejestrów jako ziemi gminnej. To jemu się udało. Wtedy zaczęło się sprzątanie, karczowanie, porządkowanie. Ziemia cmentarza została oświęcona. Gmina przekazała ją do parafii Nowoberezowo. Dla mnie to trochę dziwne, ale daleko nie wszystkim mieszkańcom to się podobało. Gadało się, że tam zakopywali padniętą zwierzynę domową, więc nie wolno tej ziemi oświęcać. I co? Niech tam będzie ogrom tej zwierzyny, ale jeśli jest chociaż jedna dusza ludzka, to ona zasługuje na szacunek i upokojenie. Kilka lat P. Jan obsadzał ten kawałek ziemi brzózkami, jarzębinami, które kupował w szkółce. Zające i sarenki zimą objadały młode roślinki, a na wiosnę P. Jan znów nasadzał nowe. Teraz dookoła rosną dorodne piękne drzewa, które są prawdziwą ozdobą okolicznych pól.
Po śmierci męża Pani Maria położyła wszystkie siły, by spełnić jego ostatnią wolę, jego marzenie życia: sfinansowała na cmentarzu budowę kapliczki. W 2006 roku budowa była skończona. Przez zimę kapliczka stała pusta, a od wiosny zaczęło się jej urządzenie. Ludzi przynosili ikony, haftowane ręczniki, świeczniki, obrusy. Mężczyźni odkupili u drogowców płytki z rozbiórki chodników i wyłożyli przed kapliczką placyk, żeby podczas nabożeństwa nie deptać się w piachu. Postawili ławki. Oświęcenie było zaplanowane na 1 sierpnia 2007 r., na święto St. Serafina Sarowskiego, czyje imię i dostała kapliczka. Zaproszone było radio i TV białostocka.
Po tych uroczystościach usłyszałam od Pani Marii: "Teraz wykonałam wszystko, co musiałam. Mogę już odejść." Dwa lata później odeszła.
Co roku 1 sierpnia przy kapliczce zbierają się okoliczne mieszkańce. Już nie tylko z Dubicz, jak było w pierwszym roku. Z Chytry, z Nowego i Starego Berezowa, z Borka i Hajnówki. A nawet przyjeżdżają Ci, co mieszkają już daleko... W tym roku przygotowaniami do świętowania zajęła się młoda, energiczna Pani sołtys Dubicz, Barbara Golonko. I z pomocą nie mniej energicznej nowej Pani wójt Lucyny Smoktunowicz we wsi odbyło się prawdziwe święto! Takie, jak za dawnych czasów: z nabożeństwem, wspólnym obiadem pod dachem wojskowych namiotów, ze śpiewem ludowych pieśni, z zabawami dzieci i długimi biesiadami.
Było wspaniale! Uwierzcie mi, takie święta warte są każdego wysiłku! I na TAKĄ pamięć chyba nawet nie liczył Pan Jan...
To własnie nasza Pani sołtys :)
Na dziś to wszystko :) Dobrej pory doby Wam Kochani :)
Pa! :)
Piękna historia. Nic dodać nic ująć.
OdpowiedzUsuńDobrze, że są tacy pasjonaci, dzieki którym historia ożywa i lokalna społeczność się integruje.
OdpowiedzUsuńW dzisiejszych czasach jest to bezcenne.
Pozdrawiam serdecznie.
Kapliczka ma bardzo bogatą historię. Piękny jest krzyż wykuty w kamieniu. I zdjęcie kapliczki w śniegu jest przepiękne :)
OdpowiedzUsuńPiękna historia. Gdyby nie tacy pasjonaci wiele miejsc było by zapomnianych i zniszczonych.
OdpowiedzUsuń