Obserwatorzy

niedziela, 3 listopada 2013

18-ka...

   Czas mknie nieubłagalnie. Kiedyś moja mama powiedziała: "Jak oglądam się na swoje życie, to mam wrażenie, że tylko podeszłam do drzwi, otworzyłam je i zamknęłam - życie minęło."

   Witajcie Kochani!

   Nie myślę, oczywiście, że moje życie już minęło :) Ale czas pędzi tak, że ja po prostu nie nadążam za nim. Dużo mam do zrobienia, jeszcze więcej mam w planach. Oooo!!! Te plany... :)

   9 października minęło 2 lata od rozpoczęcia mojego blogowania. A ja już prawie dwa miwsiące nic nie pisałam. Tyle razy zaczynałam... Tyle już tych wersji roboczych mam :)
   Pisałam już o 16-ce starszego syna i odremontowanym krześle. Potem o 17-ce i urządzeniu dla niego własnego pokoju... Za nami już i 18-ka.  No... Tu świętują 18-ki prawie jak wesela. Młodzi w większości myślą tylko o tym, że mają teraz prawo palić, pić, kupować sobie i innym alkohol. I mało kto myśli, że razem z tym nabywają prawo (obowiązek) odpowiadać za swoje czyny przed Prawem. I to zwykle okazuje się pełną niespodzianką. Nieprzyjemną, oczywiście. Starałam się swoim dzieciom wpoić świadomość tej odpowiedzialności, za siebie, i za bliskich, ostrożność w wyborze idei i drogi, którą mają do tej idei dążyć. Póki co, nie zawiedli mnie. I jestem z tego nadzwyczaj dumna. Nawet jeśli mojej zasługi w tym nie jest za dużo :), to jednak to moje dzieci. Moje szczęście, moja radość, moja duma!
   Dla nas 18-ka - to automatycznie duże problemy. Jesteśmy obcokrajowcami, a więc osiągnięcie pełnolecia całkowicie zmienia statut pobytu. Ogrom dokumentów, zaświadczeń, potwierdzeń, tłumaczeń... Jestem zmęczona bieganiem po urzędach, zdesperowana i zniechęcona. Zawsze gdzieś znajdzie się urzędnik, który doznaje satysfakcji od samej możliwości kogoś poniżyć, zdołować, upokorzyć. Pokazać, na ile ty od niego zależysz, od jego widzimisię, jego humoru lub w końcu od ilości wypitej przez niego kawy :(  A już tym bardziej jak ma możliwość "wpłynąć " na los obywatela "wrogiego" państwa. Mi ostatnio na prawdę było nie do blogowania.
   Nadal dręczy mnie niemożliwość zrobienia w domu remontu. Mam już dość starych tapet i niewykończonej łązienki! Ale... ale... Jestem zdolną dziewczyną :), ale przecież nie umiem wszystkiego. Na przykład, ocekolować ściany. Popróbowałam w pokoju syna... Te Bieszczady na ścianach!... Szczególnie w świetle bocznym... Nie, nie lubię sama sobie robić obciach :) I zostają stare tapety i goły tynk w łazience :(
   To wszystko, ten wewnętrzny dyskomfort odbija się i na zdrowiu, jak by inaczej. Kręgosłup i stawy co raz głośniej protestują przeciwko każdej robocie, gdzie potrzebien jest nawet minimalny wysiłek fizyczny. Po trochę rezygnuję z hodowli i warzywnika. Zostawiłam już tylko niezbędny minimum. Przykro o tym pisać, bo przecież to dawało mi tyle satysfakcji! Więc na pewno rozumiecie, dlaczego tak długo nic nie pisałam: nie lubię użalać się nad sobą, a tym bardziej zanudzać tym innych.
   Więc na tym skończę!

   Brak czasu spowodował, że robótkowo nie mam za dużo do pokazania. Jest co nieco zrobione, ale na zamówienie, więc muszę doczekać się, póki dotrze do zamawiających. Jest jeszcze kilka rzeczy, oczekujących na wykończenie (co dla mnie zawsze jest najgorsze :( ). Póki co, pokażę tylko małą Zajunię :) Aniołek Stróż Snów :)




    Nie wiem, dlaczego ten zajączek wygląda tak niebiesko :( Bo jest przyjemnie delikatnie liliowy :(
   A to takie małe zapowiedźi przyszłych robótek :)




   Dużo, co ? :) A to dlatego, że lubię mieć ich zawsze pod ręką: w samochodzie, w kuchni, przed telewizorem, w sypialni. A żeby się nie nosić z miejsca na miejsce (bo Tajfun szybko zagospodaruje :) ), to wszędzie są inne.

   W tym czasie dwie dziewczyny przysłały mi zdjęcia mojego licznika :)
   Pierwsze zdjęcie przysłała  30-ileś:

   Drugie regian

   Dziewczyny wybrały dla siebie upominki, zrobiłam je. Są już gotowe do wysłania. Miałam zamiar zrobić rozdawajkę z okazji rocznicy bloga, jak zwykle się zagapiłam. Ale zrobię na pewno, bliżej świąt. W zeszłym roku były w związku z moim candy nieprzyjemne incydenty. Tym razem postaram się być bardziej uważna i ostrożna. Jak już raz pisałam: skleroza nie boli, tylko sumienie po niej. To właśnie o mnie.
   Uczestniczyłam w tym czasie w dwóch bazarkach  na Facebooku na rzecz chorych potrzebujących: tu i tu. Wystawiałam na licytację swoje robótki.  Fajne uczucie! Nie mogę wspomóc ich finansowo, ale przynajmniej to mogę zrobić :) I chcę się pochwalić, że moje filcowe serduszka powędrują na kiermasz harytatywny do Norwegii :) A tak ogólnie... Ciężko jest to wszystko ogladać i czytać. Tyle ludzi potrzebują pomocy! A ja... Przecież nie da się pomóc wszystkim. A może akurat ten, kto najbardziej potrzebuje pomocy, zostanie niezauważony... Smutne to...

***
   Szykujecie się do Świąt? Bo ja to nawet jeszcze i blisko... Na blogach Waszych już nie pamiętam, kiedy byłam, nie widzę Waszych robótek. I znów że, planów mam - wyżej dachu. Nie wiem, jak to się zmobilizować... Nie uwierzycie, ale czekam na zimę. Boję się jej, a czekam. Kiedy to ze spokojnym sercem można będzie usiąść i se dłubać :) No chyba że zima będzie taka sama śnieżna, jak poprzednia, i zamiast szydełka będę musiała wziąć się za szuflę :)
   Dużo było w tym roku opieniek, narobiłam trochę sałatki grzybowej. A jeszcze zrobiłam kawior z kabaczków :) Śmiesznie brzmi, co? Ale to był hit wśród konserw w sklepach Związku Radzieckiego. Smak dzieciństwa... Znalazłam w internecie przepis i zrobiłam. Popróbowałam. I taka na mnie nostalgia nawaliła! Chcecie? No to
KAWIOR CUKINIOWY

Kabaczki, cukinia -bez różnicy.

Kabaczki - 6 kg,
Cebula - 1 kg,
Olej - 200 ml,
Majonez - 500 ml,
Przecier pomidorowy - 500ml,
Sól - 1łyżka,
Cukier - 2 łyżki,
Pieprz czarny do smaku.

Cebule zmielić w maszynce do mięsa lub blenderze. Do grubego naczynia wlać olej, obsmażyć na nim cebulę do złocista. Kabaczki obrać ze skórki i gniazd nasiennych, zmielić i wyłożyć w sitko, by odsączyć. Dodać do cebuli. Smażyć, często mieszając, około 2 godzin. Kolor zmieni się na brunatny, to norma. Dodajemy majonez, przecier, sól, cukier i pieprz. Smażyć jeszcze półgodziny. Jest gotowy, można podawać. Jeśli chcecie zawekować do słoików, to pod koniec gotowania można dodać 3-4 łyżki octu, gorącym wyłożyć do wyparzonych słoików, zamknąć, przewrócić do góry dnem do ostygnięcia.
   Zdjęcia do podglądu tu.

   No i na koniec kilka fajnych widoków:



   Tej zieleni to oczywiście już nie ma, zdjęcia zrobione były prawie miesiąc temu :)

   No to co? Starczy chyba na dziś. Mam zamiar wrócić do Was niebawem, ale nie będę obiecać, by nie zapeszyć :) Miłej niedzielki życzę i spokojnego tygodnia :)

   Pa!

7 komentarzy:

  1. cześć Luda...
    z absencji wstawiam Ci pałę ... hihi
    a co... każdy zarobiony, każdy z problemami ale i każdy od czasu do czasu się pojawia... a Ty NIE...
    zabaweczka cudowna i cudowny kolorek... faktycznie... taki mocno lawendowy !
    zastanawiam się... no kiedy do mnie zawitasz ???
    ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń
  2. Mądre słowa Twojej mamy. Kiedy jesteśmy dziećmi, czy nawet nastolatkami czas płynie wolniej. Kiedy jesteśmy starsi sami zastanawiamy się jak szybko minęło życie......
    Brak czasu to zmora cywilizacji. Myślę, że coraz więcej osób nie ma na nic czasu, chociażby na refleksję za czym tak pędzą i czy warto?
    Pozdrawiam.
    regian z zachodniopomorskiego

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę poczytałam, zdjęcia obejrzałam i patrzę, że jakieś swojskie klimaty tutaj widzę, dopiero na koniec zobaczyłam nagłówek - a to moje sąsiedztwo, dlatego tak znajomo !!! Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. No i doczekałam się. Luda chyba powinnaś cieszyć się bardziej z tego że coś zrobiłaś a nie martwić się niezrealizowanymi planami. Piękne zdjęcia. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozdrawiam po prostu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój drogi!:-)
    Wszystko będzie dobrze!
    Wierzę w to i chce to do Ciebie!:-)
    Моя дорогая! :-)
    Всё будет ХОРОШО!
    Я верю в это и желаю этого тебе!

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, tak... czas leci strasznie szybko, a już najlepiej widać to po dzieciach :)

    Co do urzędników, to pocieszę Cię, że nie tylko do obcokrajowców mają takie podejście. Ostatnio musiałam pozałatwiać sporo formalności i jeśli mam być szczera, to szlag mnie trafiał! Prawo, prawem a oni sobie w zależności od humoru. Szkoda gadać...

    Robótki zapowiadają się bardzo ciekawie. Czekam na więcej!

    Cieplutko pozdrwiam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo! Cieszę się, że jesteście ze mną.