Jestem przerażona, przestraszona i rozbita jak rzadko kiedy. Dzisiaj mało bez czego nie zostałam wdową. I wszystko z winy tak zwanych "ekologów". Tak zwanych, bo do prawdziwej ekologii to oni mają jak ZOO do sawanny. Dzisiaj pod czas pracy w lesie, przy zrywce pozyskanych kloców na ciągnik, który prowadził mąż, spadło wyschłe drzewo. Zgniotło kabinę, maskę, wybiło (wewnątrz!) przednią szybę. Mąż cudem nie dostał obrażeń. Uratowała go szybka reakcja i to, że był to jednak MTZ, a nie nasz staruszek Ursus. Od ursusa została by tylko mokra plama. Od męża też. Zapytacie, co do tego mają "ekolodzy"? A to, że tych zaschłych drzew w puszczy tyle już jest, że wypadki z ich udziałem zdarzają się prawie co dzień. Padają na drogi, niszczą wojskowe magazyny (u nas jednostka bazuje się w lesie), zabudowania mieszkańców. Nie mówię już o ogrodzeniach. Mąż jako posiadający cały pakiet na roboty leśne w naszym leśnictwie, prawie co tydzień musi naprawiać to ogrodzenie wokół jednostki, to wokół szkółki, to ochronne wokół młodych nasadzeń. A dlaczego? Bo suchych drzew nie wolno wycinać! Bo wycinając niszczą domki tysiąc żyjątek, zamieszkujących te drzewa. Jedyne, co jeszcze pozwolone, to wzdłuż drogi kłaść kornikowe świerki, zagrażające ruchu na drodze. Tylko kłaść! Nie wywozić, nie - broń Boże! - palić, bo przecież kornik to też mieszkaniec puszczy. I miliony korników z tych świerków rozlatują się po puszczy, niszcząc kolejne i kolejne hektary świerkowych borów.
Wielu z was, przeczytawszy ten post, oburzy się: jak to, ona przeciw ochronie Puszczy? Nie, nie przeciw. Puszcza - to nasz spadek od Matki-przyrody. Ja już nie piszę tu o Zielonych Płucach Europy - zbity stempel. Nie lubię tak wysokoparnych słów. Ale Puszcza wiekami karmiła i ogrzewała okolnych mieszkańców i nie miała się źle. Duże ubytki były jej naniesione wtedy, jak Niemcy zaczęli masowe pozyskanie i wywóz drewna. Tysiące pociągów towarowych, naładowanych puszczańskim drewnem, szły na Zachód. Starsi miejscowi to jeszcze pamiętają. I teraz ci ekolodzy porównują nas z Niemcami. Bo chcemy wyciąć Puszczę pod korzeń.
Najbardziej wkurza, jak zaczyna zawodzić tu porządki ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia ani o życiu Puszczy, ani o jej naturze. W zeszłym roku było dużo awantur, były spotkania z tymi "ekologami", ludzie próbowali zrozumieć, czego tak na prawdę oni chcą. Bo dobrem Puszczy to się nie kierują na pewno. Przy kolejnym spotkaniu w nadleśnictwie zadali im pytanie, co trzeba, by do nich dołączyć? Nic specjalnego. Wykształcenie? Żadnego. Kto tylko wyrazi chęć. Możesz i matury nie mieć. I w lesie nigdy nie być. I to oni wiedzą o potrzebach Puszczy więcej, niż ten, kto tu się urodził, skończył szkołę specjalną i studia leśne i przepracował tu 20-30 lat! Ludzie, no normalnie rozpacz! Sama osobiście miałam styczkę z jednym z takich "ekologów". Pojechałam do lasu po pracowników. Droga przechodziła przez tereny chronione. Zatrzymałam się na trybie, by zaczekać na ludzi. Podjeżdża terenówka. Machina - o-go-go! Napęd na cztery koła, ponad 3 litry pod maską, warczy - aż uszy zakłada. Zatrzymuje się. Wychodzi facet, niedopałek papierosy pod nogi (upal 30 stopni, nie pamiętam kiedy już był deszcz). Od razu robię mu uwagę z tym niedopałkiem. A on na mnie: "A jakim prawem Pani tu w ogóle się znajduje?" odpowiadam, że mam takie uprawnienia i jeśli on taki znawca, to powinien wiedzieć, co oznacza biało-zielony znaczek na przedniej szybie samochodu. Zapytałam z kolei, czy on ma prawo tu się znajdować? W odpowiedź tylko obraźliwe krzyki w adres tych, kto niszczy Puszczę. Wsiada do swojego monstrum i z poślizgiem (nie pomyślał o zniszczonych pod kołami żyjątkach i korzeniach roślinek) zrywa się dalej. Zadzwoniłam do straży leśnej. Pojmali go w ścisłym rezerwacie. Nie miał przy sobie ani prowadzącego, co jest obowiązkowe, ani nawet pozwolenia z nadleśnictwa. "EKOLOG"!
Tak, Puszczę trzeba chronić! Ale na tym etapie akurat od takich ekologów. Już pisałam, że chcą całkowicie zabronić prace gospodarcze w Puszczy, całą ją oddać pod tereny ściśle chronione. W tym roku w naszym leśnictwie i kilku innych prawie nie było pozyskania. Do czego to doprowadziło? Już dziesiątki hektarów lasu są zniszczone: świerki przez kornika, który mnoży się szybciej nią szarańcza. Jeden osobnik za sezon daje około 110 000 potomstwa, każde z których po 8 tygodniach juz daje swoje potomstwo. Runo leśne ginie, przygniecione padającymi drzewami, gnije pod nimi. Młoda porośl graba, kiełkująca jak szczotka, rosnąca do kilku metrów za sezon, zagłusza wszystko. Przez nią nie mogą przebić się ani brzoza, ani świerk, ani tym bardziej dąb. Jeśli wszystko tak zostawić, to za dziesięć lat w Puszczy nie zostanie nic oprócz grabu. No, może jeszcze kilka wiekowych dębów.
Mało kto zna, jak teraz na tych terenach prowadzi się zagospodarowanie lasu. Myślą, że wszystko tylko się wycina. A tuż nie. Mąż prowadzi zakład już od 2000 roku. Przez ostatnie 4 lata nadleśnictwo przeprowadza przetargi na wykonanie robót. Nie ma tak, że ktoś bierze tylko pozyskanie. Chcesz pozyskiwać? Bez problemów, ale wraz z pozyskaniem i zrywką musisz brać pełen pakiet na zagospodarowanie: orka wyciętych terenów, przygotowanie, nasadzenie setek tysięcy sadzonek ze szkółki, obkaszanie, pielęgnacja nasadzeń pierwszego, drugiego, trzeciego roku, łamanie (by szybko rosnący grab nie zadusił młodych drzewek), smarowanie specjalnymi środkami (strasznie śmierdzącymi!) wierzchołków, by zimą zwierzyna nie zgryzała, ustawianie pułapek na szkodniki i domków dla ptaków, czyszczenie wcześniej ustawionych domków. Teraz nadleśnictwo wymyśliło nowy sposób na ochronę młodzików. W tym roku już wierzchołków nie smarowali, a owijali ich niemytą owczą wełną. Zwierz nie pójdzie tam, gdzie śmierdzi innym zwierzem. I całą jesień jeden nasz pracownik owijał te setki tysięcy sadzonek. I ogólnie, powierzchnie nasadzeń mamy dużo większą, niż pozyskania. A i pozyskanie u nas to nie wycinka wszystkiego pod korzeń. Wycinają się chore drzewa, posuszowe, graby. Czasem brzezina, jeśli przeszkadza świerkom lub dębom. Czy ci "ekolodzy" o tym wszystkim wiedzą? Czy po prostu nie chcą wiedzieć? Bo tak prościej. Bo tak łatwiej. Bo tak nie trzeba szukać żadnych kompromisów. I pobierać szalone pieniądze za niemyślenie. Jakoś zapytałam jednego, co mają robić mieszkańcy, z czego żyć? On mi:
-Pani nie rozumie, że cenność Puszczy jest ważniejsza, niż ludzie?
-No to przed tym, jak zamykać Puszcze, niech pan najpierw wybuduje rezerwaty dla miejscowych, opłaci ich życie, leczenie i naukę ich dzieci!
-Pani przesadza.
Ja przesadzam! Mieliśmy pracowników, rodziny których żyli tylko z tego wynagrodzenia, co im płaciliśmy. Odciągali ze zwolnieniami, ile tylko mogliśmy. Nie wyciągnęliśmy, musieli pozwalniać. Mamy długi, opóźnienia w opłatach ZUSu i skarbówki, bo staraliśmy się jakiś grosz im dać, by mogli przetrwać ten rok. A takich jak my ponad dziesięć zakładów. Ponad setkę pracowników ZULi i jeszcze setki i setki tych, kto żył z przetwarzania. Kilkanaście zakładów zostały zlikwidowane całkowicie. I to w Hajnówce, gdzie i tak pracy - kot napłakał. Kto to naprawi?
Często jeżdżę po drodze Hajnówka - Białowieża. To rezerwat. Jak już pisałam, wycinka tu zabroniona. W zeszłym roku mąż dostał zlecenie wycięcia i ułożenia wzdłuż drogi kilkudziesięciu suchych kornikowych świerków. Ważna droga, jeżdżą po niej ważne osoby i nie zbyt ważne, ale przywożące i zostawiające tu ogrom pieniędzy turyści. A nu jak padające drzewo kogo przygniecie. Droga, która ma pokazać dla odwiedzających piękno puszczańskich lasów stała podobna do drogi przez cmentarzysko. Zwłoki (nie mogę napisać inaczej, bo to tak wygląda) puszczańskich olbrzymów, powalonych kornikiem, wywróconych i połamanych wiatrami i burzami. Widok na tyle przytłaczający, że już na to staram się nie patrzeć, bo po prostu ryczę z rozpaczy. I co przejażdżka, to ich staje się więcej. Koszmar, jak w filmach o bombardowaniu. Do bólu kocham las, szczególnie TE lasy. I dla mnie to po prostu nie wyobrażalne. Dlaczego nie można wywieźć chociaż tych szpecących drogę zawałów? Jak powiedział mi jeden z "tych", rezerwat ma być rezerwatem, nie ma znaczenia, czy to komuś podoba się czy nie. Na mój sprzeciw, że tak zrujnujemy Puszczę, on odparł, że Puszcza wiekami sama siebie czyściła i nie ginęła. A toż, za przeproszeniem, g... prawda. Wiekami dookoła puszczy mieszkali ludzie, których ona karmiła, ubierała, ogrzewała. Wszędzie po obrzeżach były wsie, i to nie takie jak teraz: z setkami mieszkańców, którzy domy budowali drewniane i płoty, i gospodarcze, i opał był tylko drewniany, i szło go dużo więcej, bo i gotowali codziennie na nim, i handlowali drewnem. I zawsze w pierwszą kolej wybierali suche i chore drzewa. Las był czysty, przewiewny. I był porządek. I żyjątkam miejsca było na full, i zwierza nie brakowało. I choroby się nie rozpowszechniały. A to przyjeżdżają z wykładami, zbierają wszystkich pracowników, zrywają z roboty, by poczytać lekcje o tym, jak zmniejszyło się pogłowie dzięcioła białogrzbietego w porównaniu z tym, co było 15-20 lat temu. - A ile go teraz? - No tyle i tyle. - A ile było 20 lat temu? - A kto go wtedy liczył? - No to skąd Pan wie, że stało go mniej? - No bo wiem. I taki profesorek z Warszawy, który tego dzięcioła na oczy nigdy nie widział, decyduje o losach tysięcy ludzi.
Widzieliście kiedy, jak "płacze" uszkodzony przez kornika świerk? Cały zacieka smołą, broniąc się od intruza, stara się utopić go w smole. Ale tego robactwa tysiące na jedno drzewo. I drzewo przegrywa. Zawsze. I powoli umiera. Na ziemie opadają trociny, wytoczone robakami. Schnie igliwie. Od góry. Osypuje się. Potem kawałkami odpada kora. I stoi nagi martwy trup. Póki się nie zawali. Podoba się obrazek?
Nie wiem... Nie rozumiem... Nie mogę się pogodzić! Po dzisiejszym zdarzeniu wszystko tak się wyostrzyło, że ... po prostu zachorowałam. Nie mogę się pozbyć myśli, że zza tej "ekologicznej" suchej brzozy moje dzieci teraz mogli już być sierotami. Staram się nawet nie myśleć, w co się wyleje remont ciągnika i skąd to co wziąć, jeśli ciągnik w tym czasie będzie w remoncie.
Ale wiecie co? Wbrew temu wszystkiemu jestem szczęśliwa. Bo Bóg czuwa nad nami. Bo ochronił. Bo nie pozwolił zdarzyć się tragedii. Bo wiem, że da nam siły i wytrwałość.
Czego i Wam wszystkim życzę!
Ile Ty wiesz o lesie, drzewach i runie lesnym. Zgadzam się z Tobą u nas na Jaworzynach podobne obrazki, stoją smutne świerki, smukłe do samiuśkiego nieba, uschłe i nieme, trawione przez kornika. Dzięki Bogu, że u nas nie Puszcza i leśniczy wycina je sukcesywnie. Praca w lesie jest niebezpieczna, oj wiem coś o tym, jednak coś czuwa nad Wami, dobrze że mąż cały, a ciągnik się jakoś wyremontuje. Ekologia czasami idzie w złym kierunku i staje się kuriozalnie śmieszna, tym bardziej, że jak sama piszesz, raczej szkodzi Puszczy, bo pozwala kornikowi niszczyć coraz to nowe drzewa. Uff jak to dobrze, że na ciągniku się skończyło, pozdrawiam Was serdecznie i mimo wszystko dziękuj Opatrzności.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Tobie i za razem gratuluję odwagi. Dzięki Bogu Twojemu mężowi nic się nie stało ... Wiem co to znaczy, mieszkam obok lasu. Raz jak byłam na spacerze z synkiem (miał około 1-2 miesięcy) to obok nas spadło suche drzewo... Nadleśnictwo nic z tym nie robi, bo to "przyroda" i trzeba chronić. I tu nasuwa się pytanie ... Czy jak coś się stanie to kto będzie ponosił winę ? Oni pewnie się wymigają. To jest do czasu ... do czasu aż stanie się tragedia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Twój wpis powinien być obowiązkową lekturą dla wszystkich tzw ekologów. Oczywiście a wieloma odnośnikami, by wszystko zrozumieli.
OdpowiedzUsuńOjej Darakw, dobrze, że nic się nie stało!!!
OdpowiedzUsuńTwój Mąż miał szczęście. Takie historie powinny być nagłaśniane. Bo najczęściej to tylko "ekolodzy" krzyczą.
Trzymajcie się cieplutko.
Ada
Bardzo mądrze to wszystko opisałas... Zgadzam się ze słowami Barbary... nic dodac nic ująć.
OdpowiedzUsuńСкоты гребанные.. Слов нет..
OdpowiedzUsuńСтрашно.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobrze wiem o czym piszesz. U mnie na Kaszubach jest nawet porządek w lesie. Nie wiem czy całe Bory Tucholskie są takie ale po tym co napisałaś zrozumiałam dlaczego u nas ludzie nie chcą aby tutaj był rezerwat. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńEkolodzy są z tych: dużo mówią mało robią.
OdpowiedzUsuńBardzo mądry artykuł. Daje do myślenia.Boniffacy.
OdpowiedzUsuńMasz 100% rację! Ja się może nie znam, wykształcenia odpowiedniego nie mam- ale że jakaś równowaga musi być zachowana w środowisku, to przecież w szkole podstawowej uczono. Nie wiem jak dziś, ale ja te sporo lat temu miałam i lekcje i prelekcje z nadleśnictwa i należałam do koła ochrony przyrody- jeździło się do lasu pod okiem leśniczego sadzić drzewka, zbierać szyszki, ogradzać mrowiska. Ci "ekolodzy" widać nawet takiej edukacji nie mieli, a szkoda. W ogóle czasem myślę, że zmiany polityczne w naszym kraju najbardziej zaszkodziły właśnie nauczaniu i ekologii. Bo dziś przecież dzieciaki w szkole ani w "kampanii buraczanej" nie biorą udziału, nie wiedzą co znaczy "pomóc ludowi pracującemu PGR w wykopkach", ani drzew nie sadzą w ramach lekcji o środowisku... I ot potem takiemu się wydaje, że stonkę trzeba chronić, korniki obronić przed zatruciem- a w tym wszystkim brak podstawowej wiedzy i zdrowego rozsądku.
OdpowiedzUsuńNo cóż; ludzie dziś wszystko traktują jak prywatne pole marchewek; Puszczę też. A Ona jest ani twoja, ani moja, ani nasza, jeno Boża, święta ! Puszcza jest święta, bo broni życia, które dla każdej zdrowej cywilizacji, każdej kultury i każdego narodu musi być święte. Życie jest świętością i nietykalne muszą pozostać także jego ostoje – miejsca, gdzie ono powinno trwać i rozwijać się wedle własnych praw i własnej wewnętrznej logiki. Własnych praw, to nie znaczy, że zawsze zrozumiałych dla tych, którzy Puszczę chcą traktować jak pole marchewek !
OdpowiedzUsuńA dlaczego bez podpisu? Jakie to wygodne: rzucić ripostę tak, by nikt nie mógł na nią odpowiedzieć. Tylko że ja mam co odpowiedzieć i odpowiem w jutrzejszym poście. Tak, by wszyscy przeczytali.
OdpowiedzUsuńPiszesz odważnie,masz rację. Nadleśnictwa są od ochrony lasów i oceny ich stanu i decydowaniu o usuwaniu drzew, tak jak medycyna zajmuje się ochroną ludzkiego zdrowia i leczeniem chorych.To sa specjaliści z wiedzą ,praktyką w swoim fachu. A ekolodzy...zatracili się w swoich dążeniach i walkach i często idą w złym kierunku,o czym wiadomo,bo były już przecież głośne sprawy.
OdpowiedzUsuńDobrze ,że nic się złego nie stało.
Wszystkiego dobrego,pozdrawiam.
Błąd ! Nadleśnictwa i leśnictwa nie są do ochrony lasów. One służą jak największemu wyzyskaniu lasów, w tym jak największej produkcji drewna. Las dla tych instytucji to nie ekosystem, a jedynie zakład produkcyjny, który rozliczany jest w metrach sześciennych.
OdpowiedzUsuńMam "szczęście" mieszkać przy puszczy mielnickiej,a na jej terenie posiadać pola uprawne.Co o tym myślę nie napiszę,bo słowa ,których bym użyła nie nadają się na ten blog.
OdpowiedzUsuńDrażni mnie też bardzo 'ekolog' jeżdżący samochodem o bardzo dużej pojemności i posiadający do tego 2-3 komputery.Drażni mnie przekonanie(to tak przed świątecznie),że niby lepiej postawić choinkę sztuczną niż żywą(żywa niech rośnie).Ko kto bierze do głowy,że sztuczną trzeba zutylizować,a na miejsce 1 wyciętej można posadzić kilka młodych...
I powyższy anonimie!!!!(nie lubię gadać/pisać z anonimami,ale czasami robię wyjątki...)
Nie do końca masz rację!!!
Fakt faktem,że nadleśnictwa są do pozyskiwania drewna ,ale zajmują się ochroną lasów też.Bo po co by było zasadzać zręby i tzw 'kotły'?(kocioł-mała powierzchnia/polanka wycięta w pień)
Po co dbać o małe sadzonki?
Po co wykonywać mnóstwo zabiegów pielęgnacyjnych nie przynoszących zysków?
Znam trochę sprawę,bo mój Chłop pracował w ZUL.Praca ciężka i niewdzięczna w dzisiejszych czasach.
Darakw - chętnie bym poszła z Tobą na spacer po lesie.Byśmy zaznaczyły wszystkie drzewa z kornikami ;)
A ja studiuje lesnictwo w Hajnówce sąsiadko Kochana:))))
OdpowiedzUsuń