... a nawet przerażenie przeżyłam.
Drugi raz w tym dniu witajcie Kochani!
Wekowałam dziś sałatkę według przepisu jednej z facebookowych koleżanek, więc na obrządki wyszłam późno. Noc już prawie była. Przynajmniej, całkiem już było ciemno. Światło na podwórku jest, więc zbytnio tam się nie przejmowałam. Drepcze se po woli, podziwiam gwieździste niebo, dziwię się dziwnej ciszy... A no tak, prawie jesień, ptaki odlatują, a te, co zostają, już nie śpiewają, no bo po co? Na wiosnę trze gardełko oszczędzać.
I raptem...zdrętwiałam... Z drugiego końca wsi, gdzieś zza kłuniow, jak u nas mówią (z poza stodół) doniosło się rozległe, na wysokiej nucie, rozpaczliwe wycie. Szczękę mi zaklinowało...
Ja tam zbyt strachliwa nie jestem, ale w różnego rodzaju nieznane-niewiadome straści-mordaści, jak to Rosjanie mówią, wierzę. Skura mi na plecach w harmonijkę się zebrała. Po kilku sekundach wycie się powtórzyło. Potem znów... i znów... Nie wytrzymałam. Jak petarda, "strzeliłam" do piwnicy, gdzie siedział mąż: "Chodź! Szybciutko!" Wyszedł. Przez jakiś czas była cisza. I raptem... Jeju! I teraz mi włosy na karku dęba stają!
- Sowa, - jednoznacznie powiedział mąż i poszedł z powrotem do piwnicy.
- Hej! Stój! Słyszałeś kiedyś, żeby sowa tak wyła?
- Nie. Ale co by to jeszcze mogło być, jeśli nie sowa? - i znikł. Fakt, pod tym względem u niego wyobraźni żadnej...
Zostałam sama. A obrządki robić trze, Zwierzyna żreć chce. Tak i chodziłam po podwórku, pod akompaniament wycia nieznanego stwora. Regularne, co 15-17 sekund, ciągłe po 5-6 sek, bez przerwy... Jak już usiadłam do dojenia, to zauważyłam, że stoi niezwykła cisza. Zazwyczaj o tej porze po całej wsi psy swoje koncerty dają, gdzieś tam muzyka gra, koguty w kurnikach za zegarki pracują, samochody jeżdżą... A tu - nic! Nic, oprócz tego wycia. Nawet żaba drzewuszka, co to w moich winogronach się zadomowiła i całe wieczory i nocy kumkała, jak wynajęta, i ta gdzieś się podziała. Strach mnie opętał taki, że podskakiwałam nawet od chrumkania siana na zębach u kozy. A już jak pies łańcuchem brzaznął, to serce u mnie czemuś w gardle się okazało. Pewnie, śmiejecie się teraz, co? Ale mi na prawdę nie do śmiechu było!
Trwało to ze 20 minut. W końcu ustało. I po jakichś 5-7 minutach odezwał się na drugim końcu wsi pierwszy pies, za nim drugi i... Wszystko wróciło do normy. Wszystko, oprócz moich nerwów. I teraz jeszcze mam dreszcze... Scenariusz horroru normalnie...
I co to miało być? Czupakabra jakaś u nas się pojawiła, czy co? Czy jeti? Nie, jety to nie, za wysoki głosik, jak na takiego olbrzyma. Ale czupakabra? Wyła z rozpaczy pewnie, że wszystkie kurniki zamknięte, i porozrabiać się nie da. No bo co tu jeszcze? Krowy na łąkach są. Ale krowa to wiadomo... jak coś nie po niej, to jak przywali kopytem, albo gwizdnie ogonem, to i wycie kamieniem w gardle stanie.
Tak czy inaczej, faktem jest jedno: ja już nie szybko wieczorem sama w pole wyjdę. Nawet pełnia mnie chyba teraz tam nie ściągnie. A może, tym bardziej pełnia...
A to sałatka, winowajca dzisiejszego zamętu i moich potarganych nerwów:
Jeszcze parę nocnych zdjęć na dobranoc...
Dobrej nocki życzę Kochani! Bez koszmarków :)
Pa!
PS. Witam nową obserwatorkę :) Dziękuję!
rany, ja to pewnie narobiłabym w majty (za przeproszeniem!) ze strachu :D:D
OdpowiedzUsuńMało brakowało :D Dobrze, że to dalekowato było. Jak by co, to zdążyła bym zwiać do chaty :)
OdpowiedzUsuńMusisz popytać we wsi , może ktoś słyszał i wie co to za szelma była. Ja jestem bardzo strachliwa, więc wiem jak się czułaś. pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO tej porze? Co Ty! Tu sami emeryci. Spali już wszyscy pewnie.
UsuńMoże jakiś zwierz wpadł we wnyki i wył z bólu ? :(
OdpowiedzUsuńZawartość słoika mniam, mniam
Nie, to nie było z bólu, na pewno. To raczej...tęsknota z samotności. Albo... przywoływanie ofiary... O! 😂
Usuńcześć Luda :)
OdpowiedzUsuńtrzeba było popytać się na wsi ludzi co to mogło być...
u mnie światła na podwórku nie ma tyle tylko co lampy na domu więc po zmierzchu siedzę w chacie... znaczy się do ogrodu nie chodzę bo i po co ...
a ta sałatka to z czego ?
Ogórki kiszone, opieńki, cebula, marchewka. W zalewie. Podała na Facebooku Nina Nikołajuk. Później napiszę przepis.
UsuńAle jesteś odważna! Ja też mam za ogrodzeniem las,ale wołami by mnie nie wyciągnał
OdpowiedzUsuńWłaśnie -co to za sałatka, bo masz pyszne przepisy
Była bym odważna, to poszła bym sprawdzić :D
UsuńPrzepis podam w kolejnym poście.
A ja bym poszła sprawdzić ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę !!!!
:))))
Nie, aż tak odważna to ja nie jestem :D
Usuń