A nie pisałam, że będę pojawiać się rzadziej i rzadziej?
Ostatnie trzy dni walczyłam ze swoim koszmarem. Jak już pisałam, ( patrz tu ) mamy w domu czarne sufity. I nic, a to nic nie przesadzam. Obiecałam Wam pokazać ten modernizm? No to macie:
To sufit w pokoju u syna. Jak widzicie, wcale nie przesadzałam. Ten widok był dla mnie istnym koszmarem. Udałam, że nie wierze fachowcom, i cekolu nie zdzierałam. Wytarłam wszystko suchą szmatką (z odkurzaczem, bo strasznie żrąca ta cholera się okazała), pomalowałam najpierw farbą ochronną od plam i zacieków, potem dwa-trzy razy Ultra Bielą. Na ten pokój poszło mi dwa dni. I dzisiaj korytarz. No i voila! Nie robiłam już zdjęć, bo przecież każdy wie, jak wygląda biały sufit. Biały!!! Kurcze! Jestem szczęśliwa, jak niemowlę przy piersi. Można by to wszystko dużo szybciej zrobić, tylko siła wyższa (czytaj - Mały Książę) pompuje swoje prawa. Nie wiem, może fachowcy mieli rację, i za miesiąc to wszystko znów wylezie, ale przynajmniej będę miała miesiąc spokoju bez czarnych chmur nad głową.
---
W poniedziałek zachciało mi się pocieszyć swoją rodzinkę pączkami. Mam świetny przepis, który ze dwa lata temu podała mi znajoma. Pączki udają się ZAWSZE! Ona mówiła, że długo zostają świeże. Nie sprawdzałam, bo u mnie one długo nie żyją =)
Z porcji, podanej w przepisie wychodzi 50-60 pączków. Ja biorę kawałeczki ciasta wielkości dużego orzecha włoskiego, więc mam akurat 60. A oto:
PĄCZKI ZAJKOWSKIEJ
- 1/2 kg gotowanych ziemniaków,
- 1/2 kostki margaryny,
- 1 kg mąki,
- 4 jajka,
- 1 łyżka octu (nie mam zielonego pojęcia, po co on, ale dodaję),
- 4 łyżki cukru,
- 1/2 szklanki śmietany,
- 15 dkg drożdży.
Ziemniaki i margarynę zmiksować ( ja tłuczę zwykłą tłuczką do ziemniaków), dodać pozostałe składniki, zagnieść ciasto. Od razu robić małe pączki.
Można robić tak, jak jest, ale ja dodaję nadzienie. Próbowałam z dżemem swojej roboty - nie bardzo. dżem wycieka i rozrywa ciasto. Dżem przypala się, olej czarnieje, powstaje nieprzyjemny zapach. Więc kupuję w Biedronce o takie coś:
Nie wiem, jak ona jest zrobiona, ale nie wycieka, nawet jeśli pączek pęknie. Tej różanej już nie ma, poszła właśnie na te pączki. Aha, ciasto jest dość lepkie, więc cały czas trze posypywać ręce mąką.
Jak że zostało u mnie pół paczki drożdży, to jeszcze wyrobiłam chlebek. Już nawet nie pamiętam, skąd wzięłam ten przepis. Widziałam podobne w internecie, ale proszę nie posądzać mnie o kradzież :), bo naprawdę nie pamiętam źródła. Jeśli ktoś go pozna, to proszę podać mi link, ja go tu zamieszczę. I tak:
CHLEBEK WIELOZIARNISTY
- 1 kg mąki krupczatki,
- 5dkg drożdży,
- 1 l wody,
- 3 łyżki cukru,
- 1-1,5 łyżki soli,
- 1 szkl. otrąb,
- 6 łyżek siemienia lnu,
- 6 łyżek słonecznika,
- 3 łyżki sezamu,
- 2 łyżki pestek dyni.
Wszystkie suche składniki oraz pokruszone drożdże dobrze wymieszać, dodać ciepłą wodę i wymieszać. Ja nawet nie brudzę rąk. Ciasto jest dość rzadkie, więc wymieszam łyżką. Dać postać 20-30 minut, ono dobrze wyrośnie. Znów wymieszać. Wyłożyć do natłuszczonych i posypanych mąką lub tartą bułką foremek. Odstawić do wyrośnięcia jeszcze minut na 20 i do piekarnika. Piec 50-60 minut przy 200 stopniach.
Ja nie daję dokładnie takie składniki. Tym razem u mnie nie było pestek ani dyni, ani słonecznika. Więc dodałam płatki owsiane ( można jęczmienne), i więcej otrębów i sezamu. Wytrzymuję zawszę tylko taką samą ilość łyżek. Wychodzi zawsze świetnie. Po 5 minutach w piekarniku zapach po całym domu już taki, że domownicy się zbiegają.
Tym razem po upieczeniu trochę za długo przytrzymałam zamknięty piekarnik, skórka z góry za ciemna. Ale smak - ummmm!
---
Przed samym przymrozkiem zdążyłam jeszcze zebrać trochę melisy i mięty. To już ostatnia porcja w tym roku. Trochę tego nasuszyłam, będzie co smakować do wiosny.
No to chyba wszystko na dzisiaj. Śpię, normalnie śpię. A przecież w każdej chwili Książę się obudzi.
Więc życzę dobrej nocki, przyjemnego ranka, miłego dnia i spokojnego wieczora.
Pa!
Masakra z tym sufitem, niestety musisz to na wiosnę wszystko zedrzec, zeszpachlować i nałożyć specjalny preparat p/grzybiczy, bo to grzyb jak nic. W diabły niezdrowy, ale to chyba wiesz. Nic nie da malowanie, to tylko takie kosmetyczne zabiegi, trzeba go zniszczyć.
OdpowiedzUsuńPrzepis na chleb juz zapisany, ślina mi pociekła na widok tych bochenków.
Ja takie mocno spieczone skórki dokładam do pieczeniowego sosu. Po przetarciu przez sitko jest ciemny pyszny sosik i zagęszczony przy okazji.
Oj z tą marmoladą z biedronki święta prawda- ona jak żadna inna sprawdza się we wszystkich wypiekach z nadzieniem. Osobiście uwielbiam tą różaną- chociaż w składzie nie ma śladu róży, to zapach, smak i konsystencja idealnie pasuje do różnych rogalików i pączków.
OdpowiedzUsuńA sufit jak już Aniarozella pisała- grzyb jak nic! Walczę z tą cholerą u siebie co jakiś czas- najpepiej tą paskudę oskrobać, umyć wodą z płynem jakimś do czysta i popsikać od razu preparatem na grzybki. Szpachla i malowanie lepiej po psikaniu- bo grzyb w głąb włazi i spod szpachli wyjdzie, jak będzie tylko z wierzchu psikane.
Paskudna sprawa z tym grzybem:( dziewczyny mają rację...
OdpowiedzUsuńLuda - ale zazdroszczę tej własnej melisy i miętki!!! Mam dzie ją chodować ,ale uhhh przez tyle lat nic z tym nie zrobiłam... na wiosnę muszę o porządnych sadzonkach pomyśleć:)))) Chlebek pierwsza klasa:))) mój mąż też robi chlebek na drożdżach - bajeczka po prostu:))))
Buziaki!
Alienora
Witam, podziwiam bloga i życzę cierpliwości w walce z grzybem. Też miałam, pomogło popsikanie preparatem na grzyby (nabyłam w markecie budowlanym) i częste wietrzenie. W ogole polecam sprawdzić sprawność wentylacji najlepiej przez kominiarza. Być może macie zbyt szczelny domek i wilgoć nie ulatuje. Pozdr. Boniffacy.
OdpowiedzUsuńboniffacy.blogspot.com