Obserwatorzy

środa, 1 lutego 2012

Dobre duszki i ganutell

   Witam wszystkich serdecznie!
   Dziękuję bardzo za komentarze pod poprzednim postem, za słowa otuchy w nich i w nadesłanych mailach. Na obserwowanych blogach widzę, że nie tylko mnie dopadła ta chandra. Kiedyś u nas nazywali to objawami przedwiosennej awitaminozy :) Potem to była sezonowa depresja. Nie ważne, jak nazwać, ważne, że mocno zatruwa życie. Ale w tych że blogach sporo jest i podpowiedzi na sposoby zwalczania owego zjawiska. Bardzo mnie dziś podładowała Asia z Green Canoe swoim ostatnim postem . Widzę i u innych już bardziej wiosenne nastroje. Muszę i ja wziąć się w garść, bo po ilości odwiedzin ostatnio widzę, że moje nastroje Wam się nie podobają :):) I dziękuję za to! Bo to też swojego rodzaju kopniak na popęd :)
   I tak... Co ja tam obiecałam Wam w poprzednim poście? Skupić się na robótkach? No taaaa... Nie tak to łatwo się okazało, jak by się chciało. Na drugi dzień śnieżyca pokrzyżowała moje pięknie ułożone plany. A że plac do odśnieżania mamy ten jeszcze, to spędziłam przy tej uroczej pracy pół dnia. Co prawda, mam w domu trójkę mężczyzn, ale... Jeden w lesie wymarza na kostkę. Drugi w szkole. I choć nie namarza się, ale oboje wracają, jak już ściemnia się. A dla trzeciego nie mam odpowiedniego dla jego wzrostu narzędzia pracy =))
   Kolejny dzień zaowocował mi gośćmi. Wiadomo, co przed tym: sprzątanie, gotowanie i takie tam bieganie. Kolejny dzień - znów goście. Żeby nie było - lubię, jak do nas ktoś przyjeżdża. Sama wyjeżdżać nie lubię, wolę przyjmować u siebie. Kolejny dzień... wiadomo - koniec miesiąca, podatki, PITy, bieganie po urzędach, skarbówka. No i tak dalej i do tego podobne. Od razu powiadamiam, że nasz 1% już poszedł dla Piotrka :) Prawda, księgowy mnie oświecił, że skarbówka te 1%-ty odprowadza dla adresatów gdzieś aż w czerwcu. Rozumiem, że w czerwcu pieniądze też będą ludziom potrzebne, ale przecież czasem nawet jeden dzień może decydować o stanie zdrowia lub nawet życiu. Ale niestety, tu my już nic do powiedzenia nie mamy :(
   Tak, znów zjeżdżam na bolesne tematy...
   Nie, żeby nic z robótek nie robiłam. Jest trochę, tylko nie wszystko skończone. Mam dwa miśka szydełkowych. Ależ zachciało mi się główki zrobić im inaczej, niż do tej pory robiłam. A jak że! Już! Trzy razy przerabiałam! Nie potrafię normalnie zamocować. Bełta się ta głowa, jak u kompletnego pijaka. Więc - do przeróbki kolejnej. Jeszcze szykuję co nieco dla nowego candy, ale o tym w kolejnym wpisie. A teraz to mam do pokazania tylko... No właśnie, co to jest? Ja dla siebie nazwała to dobrymi duszkami. Każdy z Was niech wymyśli sobie inną nazwę, jeśli chce. Jak tylko otworzyłam link, który przysłała mi córcia - zakochałam się w nich na amen. Spać nie mogłam, marzyłam o tym, jak kupię maluchne skarpetki i uszyję sobie te maluszki. I tak, proszę - moje dobre duszki-skarpetuszki:



   Strona z tutorialem jest tu . Wiem, że moje nie są aż takie milutkie, jak u tej Rosjanki, ale będę się starać :)
   W kuchni też nie próżnowałam. Ostatnio podaliście tyle fajnych przepisów na wypieki, że nie mogłam ich nie wypróbować. Na pierwszy ogień poszły ciasteczka z mąką ziemniaczaną z bloga mamusiki trojga. Starszy syn konsumował ich w takim tempie, że pozostali mieli mało szans chociażby na porządne próbowanie :) Piekłam ich już trzy razy. Efekt ten sam :):)


   Potem była babka według przepisu Agei. Tylko że akurat mąka ziemniaczana mi się skończyła, więc dała całą ilość pszennej plus ze 30dag owoców kandyzowanych i rodzynków. Pycha! Nawet sfotografować nie zdążyłam. Biedna babka uległa zniszczeniu w mig oka :):) Razem z babką upiekła salceson jabłkowy Wiery. Ten przepis dała mi sąsiadka (Wiera, ma się rozumieć) kolka lat temu, i zawsze on mnie wyręcza w extrim sytuacjach, bo jest bardzo łatwy i nie ma szans, by się nie udał.

SALCESON JABŁKOWY WIERY

4jaja
1szkl. cukru
2 szkl. mąki
1 szkl oleju
1 łyżeczka sody 
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka kakao
1 łyżka cynamonu
5 jabłek

Jaja ubić z cukrem. Dodawać na przemian olej, mąkę, sodę, proszek, kakao i cynamon dobrze wymieszać. Na koniec dodać pokrojone w grubą kostkę jabłka. Jeśli ciasto bardzo gęste, dodać 2-3 łyżki gorącej wody. Piec przy 180 st., póki wbita w ciasto wykałaczka zostanie sucha.


   Nie zawsze dodaję kakao. Bo z nim to już zdecydowanie inny smak. Jabłek daje na full, ile tylko ciasto może wziąć. Robiłam i bez jabłek, bez cynamonu, bez kakao. Wychodzi taki trochę wilgotny biszkopt, który można przekroić i przełożyć kremem lub dżemem.
 
   No i dzisiaj upiekłam bułeczki według przepisu Ady. I znów zniknęły błyskawicznie. Tylko ja przypiekłam ich mocniej, niż Ada i moje miały taką chrupiącą skóreczkę z góry.


   Tak że dzięki Wam, kochane, mam już spory plik sprawdzonych przepisów, i nawet drożdżowego ciasta przestałam się bać :) Szkoda tylko, że córci nie ma. Siedzi moje biedne studento na wymuszonej diecie :)

   No, co jeszcze... Aha, chciałam Wam opowiedzieć jedną historyjkę. Kiedyś dawno temu, jak jeszcze byłam dzieckiem, moja mama pracowała w Brześciu w dużym zakładzie produkującym skarpety, pończochy, rajstopy i takie tam. Nici dla tego wszystkiego farbowali tam w białych pończochach, które, oczywiście, przybierały kolor farby. Te pończochy szły potem w śmieci, dlatego administracja nie miała nic przeciwko temu, by pracownicy zabierali ich ze sobą. W taki sposób w domu u nas nazbierał się duży worek tych pończoch i nawet farbowanych nici. Nylonowych, ma się rozumieć... A że mama w robótkach zawsze była pomysłowa, to wymyśliła robić z tych pończoch i nici kwiatki. U tata było dużo różnej grubości miedzianego drutu, i ona gięła z niego płatki, naciągała na nich kolorowy nylon, skręcała, owijała... Powstawały piękne wiązanki. Z cieńszego drutu zwijała spiralki, ze spiralek znów że gięła płatki i owijała te spiralki nićmi. Te miały inny wygląd. Te wiązanki u niektórych z rodziny do tej pory jeszcze stoją. Jakież było moje zaskoczenie, jak ze trzy lata temu w internecie znalazłam podobną technikę wykonania, która okazała się wielowiekowym ludowym rękodziełem Malty, z którego maltańczycy stulecia prawie żyli. Nazywa się ganutell. Znalazłam takie piękne wyroby, że aż duch zabija. Zobaczcie same:

http://www.google.pl/search?q=ganutell&hl=pl&prmd=imvns&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=Xm8oT7vdN8rXsgaf2IHTAQ&ved=0CCEQsAQ&biw=1024&bih=455

http://www.google.pl/#sclient=psy-ab&hl=pl&site=&source=hp&q=ganutell&psj=1&oq=ganutel&aq=0&aqi=g1&aql=&gs_sm=c&gs_upl=2350l7063l0l11443l7l5l0l0l0l0l223l938l0.3.2l5l0&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.,cf.osb&fp=27cb3e52c9c8d5d5&biw=1024&bih=455

   Co prawda, koralików nie miałyśmy, robiły tylko owijane nićmi.
   I trochę tych nylonowych:

http://stranamasterov.ru/node/227899
http://stranamasterov.ru/node/239370
http://stranamasterov.ru/node/203120?t=1034

   Nie najlepsze, co prawda, przykłady, ale pogubiłam zakładki (trze szukać, a ja już nie mam sil).

   Skąd mama wzięła ten pomysł, teraz i sama już nie wie. Przecież internetu wtedy nie było, w telewizji czegoś takiego też nie pokazywali. Ale fakt, że robiliśmy z mamą wtedy tę ganutell. Muszę i teraz coś zrobić, przy takim ogromie materiałów, jak teraz mamy, cuda można tworzyć. Tylko gdzie czas wziąć?
   No dobra, na dzisiaj koniec. Mam nadzieję, w kolejnym poście  pokażę Wam jeszcze coś ciekawego. A na razie dobrej nocki życzę i kolorowych kreskówek! :):):)
   Pa!
  

11 komentarzy:

  1. Aaa!!! Duszki są świetne!! Jak przyjadę, wezmę u Ciebie te maluteńkie skarpetki i też spróbuję =]

    A pyszności macie.. Patrzę i naprawdę się cieszę, że tego wszystkiego i na raz nie dorwałam, bo byłabym z 10 kilo większa =[

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie to Eskimoski :D Śliczne jak znam moje dzieciaki to po 15 minutach byłyby same skarpetki heheh ale naprawdę śliczne i widzę że ty pomysłowa babka jesteś :D No a na te ciasteczka zrobiłaś mi smaka :D Dziś chyba wypróbuję te pyszności dla moich szkrabów :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że choć troszkę się pozbierałaś:) Te duszki są przesłodkie. Ten z białą buźką najbardziej mi się podoba.
    Aż mi w brzuchu zaburczało jak te Twoje wypieki zobaczyłam. Możesz spokojnie małą piekarnię otworzyć;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Duszki to słodziaki po prostu :) I jak smakowicie dzisiaj u Ciebie,same pyszności :)
    Wszystkiego dobrego życzę i pozdrawiam :)
    P.S. Zawsze do Ciebie zaglądam tylko nie zostawiam komentarzy,ale dzisiaj udało mi się napisać :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Skarpetuszki cudne! Oj i narobiłaś apetytu na słodkości...

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz, dobrze że siadłam do kompa po kolacji... Bo gdybym była na głodniaka i zobaczyłabym wszystkie Twoje wypieki- to bym sobie chyba język odgryzła :-)

    Duszki -skarpetuszki są cudne! Pierwszy raz takie widzę!
    Bardzo Ci dziękuję za ten 1%.
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej, ile różności u Ciebie, ile pracy, ile działań.
    Aż trudno uwierzyć, że nie byłaś w nastroju.

    Kochana trzymaj się dzielnie. Ja sobie zawsze powtarzam w takich smutniejszych chwilach, że po to jest źle by było lepiej, już innej możliwości nie ma.

    Twoje bułeczki wyglądają lepiej niż moje :)
    I ładniej przypieczone i kształtniejsze :)
    Lepsza chyba prostokątna blaszka :)

    A skarpeciuszki rewelacja!

    Pozdrawiam mocno

    Ada

    OdpowiedzUsuń
  8. Duszki cudne (aż żałuję, że ciągle mi brak czasu - ostatnio zresztą najchętniej bym tylko spała). Cieszę się, że ciasteczka smakowały :)
    Ja się chyba skuszę na ten salceson :) Zwykła szarlotka już mi się przejadła :)
    Pozdrawiam i cieszę się, że forma i zapał powraca :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lalusie są słodkie. Ciasteczka wyglądają pysznie. Teraz są takie mrozy, chce się coś takiego upiec i umilić te dni.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ile tu dobrej energii... ile wrażliwości!
    Pozdrawiam i życzę miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo! Cieszę się, że jesteście ze mną.