...zamkniętego w słoikach, mijają mi ostatnie dni.
Witajcie Kochani!
I chociaż słońca tak na prawdę nie widać, sypie deszcz i strasznie chłodno się zrobiło, to słoiczki i buteleczki, stojące na półkach, jak żołnierze na placu, grzeją duszę. Przedwczoraj było to:
Parę słoików ogurasków, których w tym roku mam, jak na lekarstwo, sok jabłkowy (tylko jedna porcja, bo opadają prawie same zgniłe), i dżem jeżynowo-gruszkowy. Jeżyny mam świetne! Dorodne, plenne i słodkie. I bezkolcowe!!! Nie mam pojęcia, co to za odmiana, ale dla mnie to nie ma znaczenia :)
Dla mnie smak samych jeżyn w dżemie jest zbyt zdecydowany. Z kolei gruszkowy jest słodki, niewyraźny i mdły. Kiedyś przypadkiem (bo było za mało, by gotować oddzielnie) ugotowałam jeżyny z gruszkami, i zakochałam się w tym połączeniu :) Dobrze, jeśli gruszek jest razy w dwa więcej, niż jeżyn, wtedy smak jest wprost idealny. Dla mnie, oczywiście :D
Wczoraj zebrałam kolejny rzut (a jeśli pogoda taka zostanie, to i ostatni) melisy i mięty. Dziś rozlałam po buteleczkach i już patrzę, którą to pierwszą otworzyć :) Zebrałam kilka kabaczków i cukinii (też w tym roku mi ich się nie przelewa), poszperałam w necie i zdecydowałam się na "ananasy" i smakowe dżemy według przepisu Janeczki. Niestety, mimo moich starań, nigdzie w Hajnówce nie mogłam znaleźć olejku ananasowego. Ale po co są przyjaźnie? :) Aga, jadąc z Bielska, kupiła dla mnie i przywiozła! Więc dziś dżemik już ugotowany, a kawałki "ananasów" wylegują się w zalewie cytrynowej i czekają na swoje "jutro" :)
Nie dziwi Was ten dziwaczny kolor? :D Bo to jest dżem AGRESTOWY!!! No właśnie, jaki by on miał kolor, jak bym gotowała go z zielonego agrestu? Myślę, że akurat taki. I wiecie co? Po spróbowaniu stwierdziłam... że... nawet jeśli będę musiała kupować kabaczki... BĘDĘ GOTOWAĆ JESZCZE!!! Truskawkowy, wiśniowy, pomarańczowy, cytrynowy... jakie tam jeszcze galaretki są? Jeżynowe? Leśne jagody? Aha, jeszcze malinowe i ananasowe, i... Bo jest smaczny! Nie czuć takiego posmaku, jak w dżemie dyniowym. Jest coś obcego i nieznajomego, ale nie przytłacza ogólnego smaku. O!
Dobrze, teraz trochę oderwiemy się od garów. Tydzień temu mieliśmy przyjemność (na wsi, znaczy) witać po drodze pielgrzymkę, która szła z Sokółki na Świętą Górę Grabarkę. Krótka modlitwa przy krzyżach, mały poczęstunek... My z sąsiadką zawiązywałyśmy wstążki na krzyżu pielgrzymów, aż raptem: "Boże, kakoj krasiwyj budiet nasz kriest!" Okazało się, że razem z pielgrzymami z Sokółki idą dziewięć osób z Mińska, z zaprzyjaźnionego chramu. Mało się nie popłakałam! Pogadałyśmy troszkę i sfotografowałyśmy się na pamięć. Wczoraj dostałam właśnie z Mińska te zdjęcia :)
Z pielgrzymami był profesjonalny fotograf i dziennikarz, który przepięknie opisał, i w słowach i w ogromnej ilości zdjęć, cały przebieg pielgrzymki. Jeśli to Was interesuje, to zapraszam tu: Sokółka - Grabarka.
Witam nowe obserwatorki! Dziękuję za zaufanie :) I dziękuję wszystkim, kto cały czas jest ze mną!
No to teraz jeszcze tylko jedno. Juto, a raczej już dziś, jadę znów do Brześcia. Urzędy, urzędy i urzędy :( Trzymajcie mocno kciuki, bo w moim życiu bardzo dużo będzie zależało od tego, jak mi poszczęści.
Dobrego, spokojnego tygodnia życzę!
Pa!
super przetwory! ja tylko pomidory, ogórki, buraczki i jabłka przerabiam, także gdzie mi do Ciebie :D
OdpowiedzUsuńPS, trzymam kciuki ;)
Tłoczno będzie w tej Twojej spiżarni :) Zafascynował mnie sok jabłkowy, bo moje szkraby jabłka kochają, ale nie wiem jak się go robi :) mogę prosić o przepis? Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNo masz, ale pyszności w tej spiżarni. U mnie skromnie :) Powidełka śliwkowe, drzemiki z agrestu, porzeczki, ogóreczki konserwowe. Za tydzien jabłka i papryczka :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki :) Niech wszystko ułoży się po Twojej myśli.
OdpowiedzUsuńA co To za jerzyny. Podobno wymarzają i trzeba je przykywać?
OdpowiedzUsuńU mnie też przetwórstwo kwitnie. Ostatnim przebojem w moim domu jest sałatka do słoików z ogórków, pieczarek i cebuli. Cukinia na razie jeszcze rośnie i to z nią będzie najwięcej pracy. A potem jeszcze marchew, seler i nasiona fasoli do zamknięcia w słoiki. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNiesamowicie smaczny wpis. Cieszę się, że dałaś się namówić na "ananaski" Janeczki. Zobaczysz sama- są genialne. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki, warzę w kotle i chucham na szczęście :) a mimochodem obluzuję się z mlaskaniem na te słodkości zamknięte w słoikach.... mnie jedynie nalewkę malinową udało się zrobić a i to z kupnych malin (na szczęście od cioci, więc wiem co piję :D ) - resztę owoców drobnych zeżarły jakieś bestie :(
OdpowiedzUsuńSmakowite przysmaki. Powodzenia na jutro. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam widok półek zastawionych pełnymi słoiczkami. Pięknie to zrobiłaś:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam