Obserwatorzy

niedziela, 30 marca 2014

Brakuje mi odwagi?

Brakuje nam odwagi, żeby podążać za marzeniami. 
Paulo Coelho.

   Witajcie Kochani!

   Nigdy nie liczyłam siebie tchórzem, ale byłam takim, można powiedzieć, śmiałkiem z konieczności. Jeśli życie cały czas wali Cie w łeb, to w końcu do tego się przyzwyczajasz, i zaczynasz to odbierać jako rutynę. Czy mi tez brakuję odwagi? Chyba tak... O czym marzę? Na ten moment tylko o tym, by jakoś rozwinąć swoją działalność. Nie udaje mi się :( Niby i umiejętności nie brakuje, i czas raczej by się znalazł, w końcu noc jest dość długa :) Ale...
    Czy Wy tez tak macie? Że za pracą i obowiązkami codziennymi nie macie czasu na tworzenie? Po tym, co widzę na Waszych blogach, to chyba u Was jest inaczej. Tworzycie, i to jeszcze jak!!! Więc sprężam się. Już przez trzy dni komputerka nawet nie otwierałam. Nie miałam czasu. A do tegoż i sam komputer to najokrutniejszy pożeracz czasu. Dzisiaj jak włączyłam, to zaczął okropnie na mnie wrzeszczeć, że przez trzy dni mu aktualizację się nie pobierały :( Zrzęda jeden :D

   Cóż... Najpierw o nieprzyjemnym. Poprzedni tydzień był masakryczny. Całą środę bawiłam się w położną przy kózkach. Potem cały tydzień w ratownika i rehabilitanta. Niestety, nie wszystko się udało... Wyjeżdżałam z rana do pracy, kózka jeszcze spokojnie jadła sianko. Przyjechałam po półtora godziny: jedno koźlątko było już prawie suche, ale drugie... niestety... :( Tak to jest, jeśli musisz godzić pracę z gospodarstwem :( Widziałam, że druga kózka też się szykuje. Cały dzień przesiedziałam w chlewiku, jakoś te koźlaki przyjęłam, młodszego z trudem "odpompowałam". Był bardzo słaby. Do tegoż u kóz były jawne objawy zapalenia. Po 7-8 raz dziennie poiłam koźlątka, masowałam wymienia, smarowałam. Na drugi dzień odeszła mała kózka od drugiej kozy. Ta starsza i mocniejsza. Raptem, w ciągu kilku godzin. Po prostu nie chciała ssać. Został mały, słabiutki koziołek. Koza, widząc pewnie, że mały jest "nie do życia", nie chciała go karmić. W przyrodzie tak jest, że jeśli coś urodziło się słabe lub chore, to zostaje od razu odrzucone. By nie marnować na niego sił i pokarmu. Trzymałam kozę, na siłę wlewałam do pyszczka mleko, i na trzeci dzień mały wstał na nóżki i popróbował bryknąć. Radość czułam przeogromną! Ale martwiła mnie druga koza. Stan zapalny się nasilał. Jednak strasznie nie chciało mi się aplikować antybiotyków, więc masowałam, masowałam i masowałam... No i na dzień dzisiejszy mogę już z pewnością powiedzieć, że jest bezpieczna. Teraz, jak zachodzę doić, to jestem cała obcmakana przez maluchów, podeptana :) (bo ten silniejszy próbuje już mi na plecy wskoczyć) i dostaję od nich tyle "całusów", że muszę natychmiast lecieć do łazienki :D No, i w nagrodę mamy już serek i trochę mleczka. Co prawda, z dnia na dzień staje go mniej, bo maluchy rosną, i apetyt ich też :) Ale i tak już z górki.

   Do tego dochodzą porządki w ogródku, na podwórku, na trawnikach (masakra!!!). Chłopaki już nakryli folię, więc od jutra zaczynam działać i tam. Ktoś ma na zbyciu chociaż jedną parę rąk? Chętnie bym pożyczyłam :D

   No a teraz troszkę  o robótkach. Z szydełkowych mam na razie tylko torebeczki dla małych Księżniczek




   I jedno ubranko dla Cami



   Biorę udział w Wielkanocnej wymiance u Diany, więc wolne chwile poświęcam na robienie prezenciku.

   Pokażę jeszcze stolik pod telewizor, który przerobiłam nie tak dawno. Stał razem z innym staruszkiem w starym domu Teściowej, też pod telewizorem. Dawno na niego zęby ostrzyłam, ale było jakoś głupio go zabrać. Ale dom niszczeje, opada, i szkoda, by takie perełki zaginęły.
   Był cały pokryty warstwą wieloletniego kurzu, który musiałam długo i opornie szlifować. Korpus pomalowałam na biało i przetarłam. Blat po wyszlifowaniu okazał przepiękny wzór "żywego" drewna, więc po prostu nie miałam sił go zamalować. Pokryłam kilkoma warstwami bezbarwnego lakieru.
   Jak dla mnie, to jest typowe art-deco. Nie zbyt "bujam się" w tym stylu, ale ten stolik jakoś tak mnie urzekł. Jego kolega, zupełnie z innej "bajki stylowej", stoi w piwnicy, gotowy na wyjście w świat. Ma stać w dużym pokoju jako stolik okolicznościowy zamiast masywnej ławy. Ale o tym później.

   No i żeby było wszystkiego po troszkę, jeszcze jedno danie z mojego jadłospisu. Surówka.
    Zwykła, bez jakichś tam "sekretów". Główka sałaty lodowej, papryka żółta, papryka czerwona, ogórek, pomidor i kilka pędów selera naciowego. Natomiast z dodatkami i dressingami (sosami, polewami) można kombinować do woli. Zazwyczaj polewam sosem winegret (winegre - kto jak nazywa). 

Sos winegret I


   sok z 2 cytryn,
   łyżeczka soli, 
   2-3 łyżeczki cukru,
   1-2 ząbki czosnku (drobno pokrojone lub wyciśnięte),
   6 łyżek oliwy,
   18 łyżek oleju roślinnego,
   przyprawy i zioła według upodobań ( ja zawsze dodaję pieprz ziołowy i koperek).
   Wszystko do buteleczki i dobrze wstrząsnąć. Do lodówki.

   Robię go, oczywiście, na oko, wcale tych łyżek nie liczę :) Tym sosem polewam surówkę, która podaję dla rodziny. Natomiast dla siebie robię czasem trochę inny sos. Że uwielbiam ocet balsamiczny,  to nie mogłam obejść się bez niego i tu.  

Sos winegret II

    składniki jak z poprzedniego przepisu, tylko połowę soku z cytryny zamienić na 3 łyżki octu balsamicznego. Co prawda, ja nie dodaję tu czosnku. Po pierwsze, ocet ma dość zdecydowany smak, więc nie chcę go zakłócać. A po drugie, smak sałatki wychodzi zupełnie inny.

   Na poniższym zdjęciu jest właśnie dressing balsamiczny. Ocet ten jest ciemny i gęsty, więc i sos jest taki "inny".



    No i dodatki. Jeśli sama surówka wydaje się Wam nieco "pusta", można na jej bazie zrobić różne sałatki. Dodać, na przykład, łyżkę gotowanej soi, ciecierzycy, fasoli (mogą być z puszki, tylko trzeba dobrze opłukać, by pozbyć się nadmiaru sodu), makaronu (ja biorę ten ciemny, pełnoziarnisty), ugotowanej na sypko kaszy, tuńczyka z puszki, pieczoną lub gotowaną pierś kurczaka, pokrojona na kawałki. Można to wymieszać, a można ułożyć na talerzu obok siebie. Poniżej mój obiad. Ma tam być jeszcze ze dwie łyżki ugotowanej kaszy (ryż brązowy, ryż basmati, pęczak, makaron razowy), ale jak dla mnie to już za dużo. Żeby nie było: to talerz nie deserowy, a duży obiadowy :) Więc chyba nic dziwnego, że nie czuję się po tym głodna :)
 
    No to starczy na dziś :) Dziękuję Wam, że jesteście ze mną. Za Wasze odwiedziny i miłe komentarze. Witam nowego obserwatora :) Miło mi Was gościć :)

   Spokojnego tygodnia życzę! By dużo dobrych wiadomości i jak najmniej tych nieprzyjemnych.

   Pa!

11 komentarzy:

  1. Historia z kózkami wyciska łzy najpierw smutku, a póżniej radości. Jak to w życiu niestety. Luda ja CIę podziwiam, nie raz to pisałam. Masz ciężkie i twarde życie, co tu dużo mówić. A jednak Twoja artystyczna dusza wyrywa się z tego kieratu i pokazuje jak można upiększyć sobie szarą żmudną codzienność. Nawet sałatki są u Ciebie piękne , artystyczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie narzekaj... bo jednak coś rękodzielniczyłaś...
    nie zawsze trzeba... dużo !~

    pozdrawiam Luda

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie opisujesz swoje życie. Użyczyłabym swoich rąk do pomocy,ale te kilometry... Urocze torebeczki, a ta garsoneczka toż to mikroskopijna robota. Podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że za stara na takie torebki i lalki już jestem bo Twoje są przepiękne i ten kostiumik dla lalki, boooski!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowieść o kózkach niesamowita. Świetnie sobie poradziłaś-na prawdę podziwiam. Sałatka wygląda bardzo kolorowo i smacznie.
    Torebeczki dla dziewczynek i to ubranko dla lali świetne.
    Gorąco pozdrawiam Dorota

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam tu zaglądać i czekam na każdy kolejny wpis, choć sama nie mam ostatnio czasu na nic... Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana cudne torebki :) Czy moja paczuszka już do ciebie doszła?

    OdpowiedzUsuń
  8. Jaka Ty dzielna jesteś! Szkoda tego kożlątka ...Ech, ja to bym ryczała za każdym razem. Co do Twoich dziełek, to mnie powalił ten strój dla Barbie! Rewelacja!!!!!!!!!!!!! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. koźlątka są cudne - bardzo je lubię - a jak można zrobić taki mały strój dla lalki - przecież to się nie da , pełen podziw ! Wesołych Świąt !

    OdpowiedzUsuń
  10. Torebeczki są urocze, a mysl P.Coelho złota:))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo! Cieszę się, że jesteście ze mną.