Obserwatorzy

wtorek, 11 października 2011

Dlaczego ludzie nie latają?

   Odpowiedź bardzo prosta: by nie narobić w niebie takiegoż bałaganu, jak na ziemi.
   A na poważnie... W dzieciństwie i młodości chodziłam z głową w chmurach. I to nie w cudzysłowie. Patrzyłam w niebo, na gwiazdy, a szczególnie na księżyc. Mogłam patrzeć na niego godzinami, nie zauważając ani mrozu, ani deszczu. Powtarzając bez przerwy słowa, wyczytane w jakiejś książce o kosmosie dla dzieci: "O Księżycu! Ty jedyny, darujący światło! Ty - niosący światło dla ludzkości". Dziwne słowa. Ale dla mnie wtedy one wcale nie wydawały się dziwne. Ja i teraz uwielbiam patrzyć na Księżyc, szczególnie w pełni. On mnie wabi, woła tajemniczymi niesłyszalnymi głosami. Nie, nie, to nie te głosy, po których trze biec do określonego lekarza :) Tylko teraz mniej i mniej czasu, by na niego patrzeć. Częściej już patrzy się pod nogi, nie zaczepić się by za co... Co raz rzadziej myślę o tym, czy jest jeszcze oprócz nas życie we Wszechświecie, tylko o tym, jak się czują moje dzieci. Nie o tym, co jest na obrotnej stronie Księżyca, tylko o tym, czy będzie w przyszłym roku praca dla męża. Nie o tym, jak powstał wszechświat, tylko o tym, jak zdążyć wszystko przekopać, zasiać i opatulić na czas w ogródku. Życie przyziemia. I wiecie co? Wcale nie czuję się z tym oszukana losem. Po prostu zmieniły się priorytety. Czytałam u Green Canoe jej rozmyślenia o szczęściu. Podpisuję się pod każdym słowem. Uśmiech synka o świcie, pocałunek męża przed wyjazdem do pracy, dobra ocena u starszego syna, przyjazna współlokatorka u córki w akademiku, dobre samopoczucie mamy - z tego teraz składa się moje szczęście.
    Długo do tego szłam. Żeby docenić te małe radości, co oferuje nam życie, trzeba dużo przeżyć i wycierpieć. Żeby wiedzieć, jak to jest jak jest źle. Ktoś narzeka na Boga, że zsyła takie cierpienia, a ktoś jest mu wdzięczny za naukę. Bo co nas nie zabija, to robi nas silniejszymi. Myślę, że jestem silna. Mam swoje chwili słabości i zniechęcenia, ale potrafię dość szybko się pozbierać. Bo jestem potrzebna swojej rodzinie - silna. Moja rodzina - to moja twierdza. Ja mogę w razie potrzeby w niej się schować, a mogę szaleńczo jej bronić przy najmniejszym zagrożeniu.
   Jestem z Białorusi. Osiem lat temu przyjechałam do Polski wraz z dwójką dzieci. Poślubiłam wprost niewiarygodnego , jak na nasze czasy, mężczyznę. Stał niesamowitym mężem dla mnie i świetnym ojcem dla moich dzieci. Zrozumiałam w końcu, co znaczy mieć kochaną i kochającą rodzinę. Nie będę opisywać, przez co musieliśmy przejść. Życie obcokrajowca w każdym kraju nie jest łatwe. A i jego bliskim różami droga nie jest usłana. Ale brniemy wszyscy razem przez to. I mi się wydaje, że już widzę światełko w końcu tunelu. :))
   To taki krótki na pół filozoficzny odstęp w przeszłość. 
   ... 
   Prosicie mnie o pokazaniu swoich robótek. Sporo tego jest. Niektóre można zobaczyć tu: http://darakw.moifoto.ru/  Tam nie tylko robótki. Ale wszystko porozrzucane po różnych albumach, więc daję namiar na całą stronę. W ostatnich latach, jak uzyskałam stały dostęp do internetu, dostałam bzika na punkcie lalek. To może wydawać się śmieszne: w moim wieku. Ale nie chodzi tylko o Barbie. One są czasem na prawdę piękne! Tylko mało kto o nich zna, bo są bardzo drogie i trudno dostępne w Polsce. Na zakrytym forum polskich kolekcjonerów lalek DollPlaza poznałam się z cudownymi ludźmi, które mają to samo zainteresowane. Nie wyobrażacie sobie, co oni potrafią wyczarować dla takich małych form! Też robótkowałam dla lalek, sprzedawałam co nieco na Allegro i Ebay. Mam kilka dość drogich cudenek. Teraz trochę od tego odeszłam, bo mam na razie ważniejszą laleczkę :)  
   Ale kilka robótek pokażę. Te pierwsze jeszcze z czasów, kiedy nie miałam szykownych artykułowanych laleczek i ubranka robiłam dla chińskich  podróbek po 4,50zł.






    Później były Barbie, odzyskane z ciuchlandów, potem Barbie artykułowane, potem Fashion Poyalty:














   I duże, 40-centymetrowe laleczki Roberta Tonnera:







   To mała część tego, co mam do pokazania, ale nie wszystko na raz. Będę wykładać po troszkę w kolejnych postach.

   A dzisiaj ja grzebałam się w ogródku. Ostatni dzwonek już na to, by posadzić zimowy czosnek. A sąsiadka przyniosła cebuli siedmiolatki - też szkoda było wyrzucić. A na koniec pozbierałam owoce pigwowca i kiwano. Tego kiwano narosło nie do policzenia. Wypisałam na wiosnę z Allegro, bo zainteresowała roślinka. Przyszło 10 ziarenek. Na początku lata się wydawało, że nic z nich nie urośnie. A jednak! Jak podniosłam gęstwinę pędów i liści!..

   Zebrałam pięć dużych wiader. I co ja mam z tym zrobić? Muszę poszukać w internecie jakichś przepisów na przetwarzanie. A może kto z Was zna?
   Oto mój dzisiejszy plon:



    Aha, i jeszcze 3l wiaderko korzeni chrzanu i tyle samo jarego czosnku, który już rozplenił mi się po całym ogrodzie. To "znalazłam" w trakcie przygotowania gleby pod posadzenie czosnku. I jeśli z chrzanem wiadomo, co trzeba zrobić, to z czosnkiem? Bo teraz wykopany, leżeć nie będzie. Trzeba od razu go spożytkować. Chcę zmielić na maszynce i z solą w słoiczki. Czy lepiej do zamrażarki? Kto wie?
   No i jeszcze mama, pod czas dyżuru przy wózku Księcia, nałuskała wiaderko fasolki. Takiej zielonej jeszcze. Też poszła do zamrażarki. 
   Czyli dzień dzisiaj był udany w polowaniu. :)
   No i na koniec, dla podniesienia na duchu po tak długim i na pewno zanudzającym poście moi dwa synki:
   Sorry za te reklamówki w tle: ziółka wysuszyłam, muszę do słoiczków popakować.
   Och, chyba wystarczy na dziś. Muszę troszkę się zdrzemnąć. Co prawda, Księciunio jeszcze nie śpi, krząta się w łóżeczku, ale choć głowę do poduszki...
  Z tym się rozwitam. Życzę pogodnego dnia i ducha.
   Pa!

9 komentarzy:

  1. Jeżeli chodzi o chrzan, to albo go do piasku w zimnej piwnicy zakopiesz, albo utrzesz, czy zmielisz, dodasz octu lub kwasku cytrynowego i niestety trzeba pasteryzować jak sądzę, bo inaczej nie wytrzyma za długo w słoiku. Te ozdobne warzywka, to ja nawet nie wiem co to jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę dopisać, że z pigwy powstaje fantastyczna marmolada, kwaskowa lekko, ale bardzo smaczna. Moja bratowa zrobiła pigwówkę z tych owoców. Też smaczna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z pigwy robiłam marmoladę z jabłkami, bo mój mąż lubi słodko i jest pyszna. Miło Cię widzieć wśród blogerów:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj :))

    A ja szukam pigwy i nigdzie kupić nie mogę :)
    W tamtym roku robiłam soki do herbatki. Pychota :)

    Ale ładne, misterne prace.

    Facetów masz super :))

    Pozdrawiam serdecznie i do usłyszenia

    Ada

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie zbiory! Jaki Książę! A Twój blog już w zakładkach :-)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Twoi synowie to niezłe przystojniaki ;) I ten duży i ten mały ... :))
    Robótki niesamowite, aż żałuje ,że moja córka już prawie 16lat ma i lalkami się nie bawi....na pewno zamówiłabym u Ciebie ubranka dla nich .
    Co do pigwy i kiwano to niestety nie poradze , nie znam tych owoców... :(
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. To kiwano mnie zaskoczyło!:)))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chcę mieć kiwano, jeśli jest jadalne :-)
    A czosnek zamarynować w zalewie jakiejś delikatnej np. takiej jak do papryki?

    OdpowiedzUsuń
  9. Twój starszy syn pewnie gdzies z moich lat jest:) (wnioskuję po zdjęciu)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo! Cieszę się, że jesteście ze mną.